Patronat:

Burmistrz Miasta Ząbki
Burmistrz Miasta Ząbki

Towarzystwo Przyjaci Zbek

Współpraca:
Forum Zbki












W służbie narodu 1987 nr 50

Napisali o Ząbkach » W służbie narodu 1987 nr 50

  • W służbie narodu - okładka
    W służbie narodu - okładka
  • W służbie narodu - artykuł
    W służbie narodu - artykuł
  • W służbie narodu - foto
    W służbie narodu - foto

Źródło: W służbie narodu nr 50 (1761) z dnia 1987-12-13
Tygodnik resortu spraw wewnętrznych


Tekst na okładce:
Podwarszawskie Ząbki - typowe miasteczko stanowiące sypialnię wielkiej aglomeracji. I tu, jak wszędzie, życie spokojnych obywateli usiłują zakłócać pijacy, obiboki, czyli tzw. margines. O pracy funkcjonariuszy z Komisariatu MO w Ząbkach piszemy na s. 18 - 19

ZIARNO GORYCZY - Elżbieta Sitek
zdjęcia Krzysztof Mokrzyszewski

W poprzednim numerze "Wsn" w artykule pt. "Podwójne dochodzenie" przedstawiłam historię, którą latem br. żyła prawie cała podwarszawska miejscowość Ząbki. Nagła śmierć 19-letniego chłopaka z powodu plotki i szukania sensacji urosła do ponurego dramatu, w którym milicja pełnić miała rolę mordercy. I to wbrew oczywistym faktom i dowodom, co starałam się przedstawić w reportażu. Ale sprawa ta miała jeszcze jeden, pozaprocesowy, społeczny aspekt. Stała się powodem niezdrowej gorączki w miasteczku, a dla niektórych pretekstem do ataku na milicję. Plotka poszła tak daleko, iż mówiono, że w ząbkowskim komisariacie wymieniona została całą załoga.

PIERWSZA STACJA ZA WARSZAWĄ

Żeby dojechać do Ząbek, wystarczy wsiąść do pierwszego lepszego pociągu odchodzącego z Dworca Wileńskiego. Po 10 minutach jazdy wysiada się na stacji w Ząbkach, miejscowości, z której widać jeszcze wysokie bloki praskich osiedli, ale która sama jest jest niedużą miejscowością o typowo małomiasteczkowym wyglądzie. Rytm życia dla większości ząbkowian wyznacza stacja kolejowa, z której odjeżdża codziennie do pracy parę tysięcy osób, by wieczorem wrócić do miejsca zamieszkania, pełniącego dla wielu rolę tylko sypialni.

Mają Ząbki swoją knajpę i pijalnię piwa, w których skupia się życie "kulturalne" niektórych mieszkańców i gdzie często interweniować musi milicja, i swoje "fabryczniaki" - wielorodzinne baraki zamieszkałe w większości przez ludzi z marginesu, gdzie w pijackich rodzinach wychowują się tzw. trudne dzieci i gdzie tatusiowie mają za sobą niejeden pobyt w więzieniu. Mają nowe osiedla, gdzie ludzie są dla siebie anonimowi, stare dzielnice, gdzie wszyscy dobrze się znają i wiadomo, do którego okna zapukać, gdy w nocy zabraknie alkoholu. Tych okien wcale nie jest mało i nie pomaga, że milicja co rusz likwiduje meliny, bo są one jak hydra, której szybko odrasta raz ucięta głowa, a prawo niewielkie daje szanse na zwalczanie tej plagi do końca. Mają też Ząbki swoje ulice nowobogackich, gdzie mieszkańcy zamykają się na klucz przed wszystkimi sprawami, które nie dotyczą ich osobiście, i garść społeczników, których wysiłek, aczkolwiek widoczny, nie przez wszystkich jest doceniany.
Ale najwięcej mają zwykłych, szarych obywateli...



W NIE ZMIENIONYM SKŁADZIE

Ząbkowski Komisariat MO mieści się naprzeciwko stacji. Jego wygląd z pewnością nie świadczy o szczególnych preferencjach dla milicji. W starej, prywatnej kamienicy, po skrzypiących, drewnianych schodach wspinają się petenci na I piętro do komisariatu, a ze schodów pooglądać mogą suszącą się na sznurze bieliznę lokatorów mieszkających piętro wyżej. Ciasnota, skrzypiące podłogi, piece kaflowe, wygódka na podwórku - w tych warunkach pracuje ząbkowski komisariat już od wielu lat i na razie poza ogólnikowymi przymiarkami nic nie wskazuje na to, by miało się coś poprawić. Od kilku też lat jest tu w zasadzie ta sama załoga i jak mnie zapewnił nadzorujący komisariat zastępca szefa DUSW Warszawa Praga-Północ mjr Henryk Padziński - nikt nie zamierza jej wymieniać ani w całości, ani w jakiejkolwiek części. Wręcz przeciwnie, szefowie DUSW chwalą kierownictwo komisariatu, st. chor. Jerzego Duralskiego i st. chor. Józefa Greliaka, za operatywność, dzięki której sami skompletowali dobry zespół, nie mają wakatów, za to wyniki w służbie osiągają najlepsze w rejonie Warszawa Praga-Północ.
Ze statystyki wynika, że w ciągu kilku lat Ząbki stawały się miejscowością coraz bezpieczniejszą i spokojniejszą. 20-30 rozbojów rocznie na początku lat osiemdziesiątych to już przeszłość, w 1986 miało miejsce tylko 5 i wszystkie zostały wykryte. Najbardziej niegdyś zagrożone miejsca - stacja kolejowa, okolice knajpy i pijalni piwa, są wielokrotnie w ciągu doby patrolowane, a funkcjonariuszy komisariatu wspomagają czasem (komendant zaznacza, że społecznie, dzięki inicjatywie dowódcy kompanii chor. Floriana Czajkowskiego) funkcjonariusze ZOMO. Wyraźnie zmniejszyła się też liczba włamań do obiektów uspołecznionych. Jest to wynik dobrej pracy prewencyjnej, właściwego rozstawienia służb w mieście i współpracy z zakładami. W takiej na przykład "Agromie" na wniosek milicji wymieniono nawet bramy i drzwi, zwolniono niesolidnych dozorców i teraz, gdy każdej nocy milicyjny patrol sprawdza, czy stróż stróżuje, czy też śpi, złodzieje nie mają tu szans.
Plagę natomiast stanowią włamania do domków letniskowych, bo działek rekreacyjnych jest tu blisko 3 tysiące. Łatwy łup, jaki stanowią dacze, ściąga do Ząbek przestępców z Warszawy, którzy szybko załatwiają sprawę na gościnnych występach i których bardzo trudno potem odnaleźć.



Ogółem w ubiegłym roku (1986 przyp. red.) prowadzono w Ząbkach 121 dochodzeń, a przez 3 kwartały br. 92, wykrywalność w roku ubiegłym wynosiła 86 proc. w obecnym jest na razie odrobinę niższa, ale wiele spraw jest jeszcze w toku. Poza tym z 70 zarejestrowanych pasożytów 15 udało się w tym roku nakłonić do podjęcia pracy, co jest efektem bardzo dobrej współpracy z władzami miasta, a z 35 pozostających w zainteresowaniu milicji nieletnich 14 z rodzin najbardziej zagrożonych demoralizacją, udało się umieścić w domach dziecka. Wszystko to świadczy o dobrej pracy ząbkowskiej milicji i jej zaangażowaniu w zapewnienie mieszkańcom bezpieczeństwa i porządku.

PODATNY GRUNT



Specyficzne jest życie w tej miejscowości, stanowiące mieszaninę przywiezione ze stolicy wielkomiejskości i wyhodowanej na własnym gruncie parafiańszczyzny, nowoczesności i prowincjonalnego zacofania. Może to właśnie owa mieszanina tworzy środowisko podatne na plotkę i sensację.
Kiedy 3 lata temu jakaś babcia stwierdziła nagle, że umieszczony w kapliczce krzyż "płacze", pół miasta nie tylko uwierzyło, ale wręcz zobaczyło ten "cud". Niektórzy wierzą weń do dzisiaj, chociaż ówczesny proboszcz z ambony ganił swoje owieczki za dewocje i pogoń za sensacją.
Gdy w czerwcu br. ktoś puścił plotkę, że Robert S. został zamordowany przez milicję, w ciągu jednego dnia wywołała ona gorączkę w mieście. Posługując się faktami dementował tę plotkę na posiedzeniu Rady Narodowej, Komitetu Miejskiego PZPR i na spotkaniach z komitetami osiedlowymi komendant st. chor. Jerzy Duralski, a jednak rozwijała się ona szybko, zmieniając wersje wraz z rozwojem wydarzeń. Dla garstki lumpów i obiboków wydarzenie to stanowiło nie lada gratkę, świetną okazję do ataku na milicję.
- Może i mnie chcecie zastrzelić jak tamtego, bandyci! - wykrzykiwał leżący na chodniku pod knajpą pijak, którego młodziutki funkcjonariusz usiłował wylegitymować.
- Bardzo trudno się wtedy pracowało - wspomina szer. Jerzy Oktaba z ZOMO - po mieście chodziliśmy w kilkuosobowych patrolach, uprzedzeni na odprawach o specyfice sytuacji i konieczności jej opanowania. A pijacy i lumpy wyraźnie podnieśli głowy.
W mł. chor. Krzysztofa Lampkowskiego plotka uderzyła najmocniej. Od 7 lat pracuje w Ząbkach, jest dzielnicowym w najtrudniejszym rejonie - centrum. Miejscowy "element" zna go nadto dobrze i serdecznie nienawidzi, bo Lampkowski mocno dobiera się do skóry wszystkim obibokom i złodziejom. W komisariacie ma opinie najlepszego dzielnicowego, w środowisku marginesu "cholernego gliniarza".
22 czerwca w nocy, kiedy ujawniono zwłoki Roberta S., służbę miał zupełnie kto inny, a jednak z jakichś niewiadomych przyczyn, na zasadach, którymi kieruje się tylko plotka, ktoś wymienił nazwisko Lampkowskiego, ktoś inny je powtórzył i zaczęto mówić, że to on zastrzelił Roberta. Nawet oskarżająca milicję rodzina denata wymieniła innego funkcjonariusza, ale plotki puszczonej raz w ruch już nie udało się zatrzymać nikomu. Za Lampkowskim oglądano się na ulicy, szeptano, jego żonę wyrzucano z kolejki w sklepie, a pijany lump wołał za nią: "Niedługo cię powiesimy wraz z dziećmi". W ciągu jednego dnia atmosfera wokół funkcjonariusza stała się tak niesamowita, że żona bała się wyjść z domu, a on sam był jak ogłuszony. Następnego dnia wielokrotnie przez niego karany pijak na całą ulice krzyczał mu pod oknem: "Łobuzie, morderco, bandyto co ludzi napadasz!", a gdy uspokoiwszy spanikowaną żonę i przerażone dzieci funkcjonariusz wyszedł, aby awanturnika zatrzymać, na ulicy było już spore zbiegowisko. Pijak szarpał się, okładał milicjanta gdzie popadło i coraz głośniej ubliżał. I nikt nie drgnął nawet, żeby pomóc dzielnicowemu. Zrobił to dopiero najbliższy sąsiad, zresztą przy pełnej dezaprobacie tłumu.
W ciągu tych dni mł. chor. Krzysztof Lampkowski stracił na wadze parę kilogramów, a jego żona mocno zwątpiła w sens mężowskiego zaangażowania w pracę.
Skierowana do sądu w trybie przyspieszonym sprawa z art. 182 kk przeciwko pijakowi rozpatrzona została szybko i, oprócz kary w zawieszeniu sąd nakazał obwinionemu publiczne przeproszenie Krzysztofa Lampkowskiego w "Życiu Warszawy".
- Nie doczekałem się tego do dziś - mówi funkcjonariusz z goryczą - i mam wrażenie, że po tylu latach pracy i nienagannej opinii zaciążył nade mną cień podejrzliwości, że niektórzy, mimo faktów, wciąż zastanawiają się, czy jestem uczciwym człowiekiem, czy mordercą.
Gorączka, jaka w ostatnich dniach czerwca opanowała Ząbki, opadała powoli. Największa była do chwili pogrzebu, potem sprawa zaczęła powoli przygasać. Wypierały ją z ludzkiego myślenia nowe problemy. Wkrótce już tylko matka Roberta S. rozstrząsała samotnie po setki razy te same szczegóły, układała swoją wersję zdarzeń i nadal nie wierzyła w żadne fakty. Ludzi obchodziło to coraz mniej, mają przecież własne życie. A lumpy, którym nie udało się przy tej okazji zniszczyć swojego wroga, czyli milicji, znowu kryją się po kątach.



W pracy ząbkowskiej milicji nie nastąpiła ani w gorących dniach czerwca, ani potem żadna zmiana. Przestępcy ścigani są z taką samą konsekwencją, a miasto zabezpieczane z nie mniejszą niż dotychczas troską. Załoga komisariatu pracuje w komplecie. I może tylko na dnie serca niektórych pozostaje jeszcze resztka rozgoryczenia, że za ochronę i obronę, spotkać może od obywateli takie "podziękowanie". Ale czas zatrze pewnie i ten osad, bo codzienna milicyjna służba nie zostawia czasu na sentymenty.