Leon Drewnicki
Ludzie » Leon Drewnicki
Leon Drewnicki
(ur. 11 kwietnia 1791 w Międzyborzu na Podolu, zm. na emigracji w Paryżu w roku 1870 lub w 1871 roku)
Był wnukiem popa unickiego, a ojciec jego, Ignacy - był poddanym Czartoryskich, dla których prawem pańszczyzny obowiązki swe wypełniał. Jego matką była Maria z domu Sakiewicz. Ochrzczony w grekokatolickim wyznaniu wiary chrześcijańskiej, do szkoły nie uczęszczał, sztuki czytania i pisania nauczony został przez swoich rodziców. Dalsze kształcenie pogłębiał samodzielnie.
W domu odebrał patriotyczne wychowanie. Wzrastał w umiłowaniu przeszłości i tradycji ojczyźnianej. Żywa była pamięć Insurekcji Kościuszkowskiej 1794 roku. Dochodziły wiadomości o walkach naszych Legionów u boku Napoleona Bonaparte najpierw przeciwko Austriakom, a później przeciw Rosjanom. Młody Leon obserwował przebieg wojny cesarza Francuzów z koalicją austriacko - rosyjską w 1805 roku. Głośno było o napoleońskich zwycięstwach pod Ulm i Austerlitz, o pokonaniu przez Napoleona Prusaków i Rosjan.
W połowie 1807 roku młody Leon dowiedział się o powstaniu Księstwa Warszawskiego. Chciał wstąpić do naszego wojska, jednak nie pozwalał mu na to wiek. Pod koniec 1808 roku z grupą kolegów postanowili uciec przez graniczne kordony do armii polskiej. Szczęśliwie dotarli na teren Księstwa i natychmiast wstąpili do armii Księstwa Warszawskiego (1809 r.). Walczył pod Międzyborzem (skąd pochodził), Białą, Terespolem, Dubienką i Okopami. W bitiwe pod Raszynem został ciężko ranny. Bohaterstwo jego zaowocowało awansem do stopnia sierżanta. W 1812 roku wstąpił do 16 pułku piechoty i wziął udział w kampanii napoleońskiej przeciw Rosji 1812-1813 roku. Walczył w "bitwie narodów" pod Lipskiem.
W czasie walk odwrotowych toczonych już po lipskiej bitwie został po raz kolejny ranny i dostał się do austriackiej niewoli. Ciężko pracował w twierdzy Ołomuniec w Czechach. Aby wydostać się z niewoli zgłosił się na ochotnika do wojska austriackiego. Następnie zdezerterował i po krótkim pobycie w Krakowie i Krzeszowicach wyjechał do Warszawy, gdzie pracował jako subiekt, a następnie zarządca w wytwórni likierów.
W 1815 r. ożenił się z Agnieszką Ankowską.
Gdy opanował znajomość receptur i tajników produkcji wódek, oraz zgromadził odpowiedni kapitał finansowy, porzucił firmę i otworzył własną fabryczkę wódek, miodów pitnych i likierów. Pomyślna koniunktura sprawiła, że szybko został bogatym człowiekiem i postanowił ulokować nagromadzony kapitał w nabycie ziemi.
W 1821 roku, za zaoszczędzone pieniądze i z niewielkim udziałem rodzinnym przekazanym przez brata kupił 300 hektarów rządowego gruntu pomiędzy Markami a Ząbkami i na tym pustym, zabagnionym i zalesionym terenie założył majątek ziemski, tzw. kolonię.
Sprowadził robotników, kazał im kopać rowy i karczować krzaki. Zbudował piękny folwark i dwa czworaki dla ośmiu komorników. Założył ogrody. Sprowadził pszczoły, kupił 150 krów, trzy pary wołów oraz 10 koni. Jego folwark miejscowa ludność nazywała od nazwiska właściciela Drewnicą. Majątek Drewnickiego był najnowocześniejszym gospodarstwem w całej okolicy. Pasieka pszczela, plantacje warzyw, krzewów i drzew owocowych oraz stada owiec i bydła. Zajmował się także handlem płodami rolnymi oraz zwierzyną hodowlaną, to wszystko przynosiło mu niezłe dochody. Osiągnął stabilizację w życiu osobistym. Mąż żonie, ojciec dzieciom - dbający o spokojną przyszłość swojej rodziny.
I ZAŁOŻENIE KOLONII ZA PRAGĄ
NAZWISKIEM DREWNICA
Na początku 1821 r. dowiedziałem się od Stetkiewicza, mojego przyjaciela, jeometry rządowego, że minister skarbu Lubecki ma upoważnienie do sprzedawania ziemi za Pragą od Grodziska, od Białołęki aż do Grochowa. Sprzedawać się będzie częściowo od 100 morgów najmniej. Prosiłem jego, aby mi powiedział, gdzie jest dobra ziemia, Stetkiewicz mnie radził, żebym kupił między Markami i Ząbkami, bo tam jest 100 morgów boru. Pojechałem obejrzeć tę ziemię. Była to po większej części bagnista, ale bór na wzgórku. Podałem deklarację do komisji skarbu, że chcę nabyć 500 morgów ziemi i 100 morgów boru. Tam mnie powiedziano, że plan został zmieniony, że rząd ziemię nadaje na 12 lat bezpłatnie, a potem płacić czynsz po 1 złotym z morgi. Co do boru, te same kondycje, tylko za drzewo na pniu trzeba zapłacić 13 000 złotych podług oszacowania. Ja przystałem na te warunki, podpisałem kontrakt i na drugi dzień pieniądze zapłaciłem.
Jeometra Stetkiewicz pojechał ze mną, odmierzył ziemię i słupami oznaczył. Ja sprowadziwszy kacapów kilkadziesiąt, kazałem rowy kopać i krzaki karczować i zgodziłem cieśli, zabudowałem piękny folwarczek i dwa czworaki dla ośmiu komorników. Założyłem ogrody, zaprowadziłem pszczoły, kupiłem 150 krów, trzy pary wołów i 10 koni. Gospodarstwo szło mnie bardzo dobrze, tylko to mnie martwiło, że miałem złych sąsiadów. Z jednej strony graniczyłem z Lewickim, adiutantem Różnieckiego, a z drugiej z Lewickim, wyrodnym Polakiem, który z Moskiewką, swoją żoną, i dziećmi często mnie robili wizytę, a każda wizyta kosztowała mnie kilkadziesiąt złotych.
[...]
Tak zastał go 29 listopada 1830 roku wybuch Powstania Listopadowego (29 listopada 1830 - 21 października 1831). Całą noc spędził u kowali Ząbek i Grodziska, kupując piki, po czym uzbroił okolicznych chłopów. Zebrał wszystkich strzelców i gajowych leśnych. Stworzył oddział 500 ludzi uzbrojonych w piki i 80 strzelców uzbrojonych w broń palną. Jego żona wyszyła na białym płótnie czerwonymi wstążkami napis "Za wolność i Ojczyznę". Najpierw udał się, jak to określił, do łotra Lewickiego, który bardzo źle traktował robotników polskich. Generał już zdążył uciec ze swymi kozakami. Oddział Drewnickiego złożony z włościan z Drewnicy, Ząbek i Marek oraz innych sąsiednich miejscowości, uwolnił więźniów przetrzymywanych przez Lewickiego. Zdobyte srebro stołowe kazał załadować na wozy, zabrał bydło i konie.
[...] Całą noc lud, podchorążowie piesi i akademicy strzelali do Moskali.
Ja zaś całą noc u kowali wsi Ząbki i Grodzisko kazałem kuć piki i zebrałem wszystkich strzelców i gajowych leśnych, 500 włościan uzbrojonych w piki, a 80 strzelców z bronią palną. Żona moja w nocy wyszyła na białym płótnie czerwonymi wstążkami napis: "Za wolność i ojczyznę" i przyszyła do wysokiej tyczki. Z tą chorągwią przede dniem z tym orszakiem z mojej kolonii, potraktowawszy na kuraż wódką, wyszedłem i najprzód udałem się do kolonii łotra Lewickiego, dla zabrania będących tam kapitana Hrudajewa i Kozaków.
Gdym przyszedł do kolonii Lewickiego, kapitan w nocy pozamykał drzwi domu Lewickiego i aresztantów w lochu. Z Kozakami uciekł do moskiewskiego obozu pod Mokotowem. Ja kazałem drzwi powybijać. Najprzód odbiwszy szafę wybrałem srebrne naczynia i popakowałem do jednej paki i [kazałem] postronkami obwiązać; potem wyłamać drzwi więzienia, wypuścić aresztantów i rozkuć z łańcuchów. Kazałem od słupów poodrywać łańcuchy i żelazne rogatki, czyli kuny. Potem kazałem wyłamać drzwi od piwnic i wypić wina, rum, likiery i beczkę wiśniaku. Dosyć że mój hufiec dobrze podochocił. Kazałem konie zaprząc do trzech wozów drabiniastych. Na wóz włożyłem srebro i łańcuchy z kunami. Czterdzieści trzy sztuk bydła zabrałem i 13 aresztantów i poszedłem do Warszawy. [...]
Pomaszerował z łupem i już 30 listopada zjawił się w Warszawie na czele uzbrojonego oddziału. Bydło zapędził pod bank (obecnie plac Bankowy). Rzeźnik z Ząbek, Jakub Kałużyński ze swoją czeladzią dokonał uboju bydła. Mięso rozdał między sfatygowane i głodne wojsko polskie. Srebro, konie i wozy przekazał władzom powstańczym. Po kilkugodzinnym pobycie w stolicy, zrażony opieszałością i konserwatyzmem władz powstańczych, Drewnicki powrócił do swojego folwarku w Drewnicy. Załadował wozy żywnością i posłał je do Warszawy, dla wyżywienia wojska i koni. Uczynił to zupełnie bezinteresownie. Na własny koszt żywił swoich podkomendnych.
[...] Przybywszy [do Warszawy] od Pragi kazałem tam odbić prochownię, proch w baryłkach pakować na wozy. Do siebie odesłałem prochu dwie baryłki, który mnie później był bardzo przydatny. Od prochowni poszliśmy do mostu. Ja, mając dubeltówkę zawieszoną na ramieniu, z chorągwią szedłem naprzód ze strzelcami, za nimi proch wieziono i bydło pędzono. Gdy lud warszawski zobaczył włościan uzbrojonych w piki idących warszawiakom w pomoc, lud zbiegał się się zewsząd i całował chłopów i traktował wódką i piwem. Aresztantów rozpuściłem. Oni, jako Polacy z prowincji zabranych, rozeszli się po polskich pułkach. Proch rozdałem między lud, bydło przypędziłem przed bank. Rzeźnik Jakub Kałużyński ze swoją czeladzią porznął i rozdał mięso między sfatygowane i głodne wojsko polskie. [...] Srebro, konie i wozy zostawiłem w ratuszu i wziąłem kwit na to. Z ratusza udałem się do profesora Szyrmy, którego akademicy zrobili swoim pułkownikiem. Oddałem Szyrmie 13 łańcuchów z kunami, prosząc, aby te łańcuchy kazał powiesić w akademickiej sali i pozwolić ludziom przychodzić oglądać te łańcuchy, żeby wiedzieli, jak tyran Lewicki utrzymywał biednych dezerterów. Stamtąd udałem się z moją armią pod Mokotów. Maszerowałem z chorągwią naprzód przed patrzącymi Moskalami. Armia moja śpiewała "Jeszcze Polska nie zginęła"
[...] Ja z moją włościańską armią byłem ciągle w Warszawie, aż do odejścia w. ks. Konstantego i powrotu do Warszawy [zdrajców] grenadierów gwardii, szaserów i paniczów podchorążych z kawalerii. Potem wróciłem do domu i moja armia po domach się rozeszła. Ja odebrałem nominację na setnika straży bezpieczeństwa powiatu warszawskiego, prawego brzegu Wisły, a urządziwszy straż jak się należało, kupiłem trzy formy kalibru do lania kul. Kupiłem ołowiu u Żydów, topiłem i kule lałem. Moją żonę nauczyłem robić ładunki, a żona z dziewkami ciągle podług miary prochu robiła i obwijała ładunki. Przeszło 10 000 ładunków miałem gotowych na poczęstowanie Moskali, jak się przybliżą. W Warszawie i na prowincji trwał zapał wielki, a czy to chłopek, mieszczan, lub drobny szlachcic, każdy uzbrajał się walczyć za ojczyznę. Tylko Chłopicki z arystokracją ciągle konspirowali i prosili cara o zgodę. [...] Ja skupowałem dubeltówki fuzje i uzbrajałem Kurpiów, mieszkających po lasach, i dawałem ładunki. Słowem, że lud z ochotą i szczerze uzbrajał się, ale Chłopicki i Czartoryski, jako szef arystokracji, ciągle intrygowali. Ja podałem plan Chłopickiemu, bardzo potrzebny, to jest, aby główny kanał, idący między bagnami, od Grochowa do Białołęki, we trzech miejscach zasypać, a woda wylałaby się na łakii zrobiłyby się głębokie trzęsawiska, takie aby kawaleria i piechota w żaden sposób nie mogła przeprawić się pod Pragę. Tylko dwie drogi do przejścia zostawić: jedną w Grochowie, drugą w Ząbkach. Na tych drogach usypać baterie i osadzić wielu działami, a w żaden sposób nieprzyjaciel nie byłby mógł zbliżyć się pod Pragę i gdyby koniecznie chciał się przeprawić, musiałby dużo, a dużo ludzi stracić i nic by nie zrobił.
Dnia jednego umyślnie pojechałem do Chłopickiego i prosiłem jego, żeby ze mna jechał obejrzeć wspaniały kanał. Choć Chłopicki dał słowo carowi, że przeciw niemu bic się ni ebędzie, jednak przez ciekawość [pojechał] z otoczoną świtą paniczów akademików i pułkownikiem inzynierii Chrzanowskim i pułkownikiem kwatermistrzostwa Prądzyńskim, stronnikami Moskwy. Ta czereda zdrajców wyjechała ze mną od wsi Grochów aż do wsi Białołęka. Konno jechałem i pokazywałem Chłopickiemu punkta, gdzie trzeba było kanał zasypać i gdzie baterie porobić. Bo ja będąc amatorem polowania, często polowałem na kaczki i bekasy na tych bagnach przed wykopaniem kanału i wiedziałem, gdzie były głębokie trzęsawiska. Plan mój Chlopicki uznał za zbawienny, ale moskiewskie duchy, Chrzanowski i Prądzyński, Chłopickiemu odradzili i suche pola i łąki zostawili dla Moskali, aby mogli się rozwinąć i całą linią maszerować do Pragi.
Chrzanowski i Prądzyński, jak mówiono, że mieli być dobrzy strategicy, ale podli, bo zostawili Moskalom najlepsze pozycje. Za kanałem bór i pagórki, piechota moskiewska kryła się w boru i kawaleria. Moskale armatami obsadzili pagórki, zdrajcy wyprowadzili Polaków na zgubę i postawili na polach i łąkach, i w olszynie grochowskiej, do których Moskale zza kanału strzelali jak do celu i ogromnie dużo ubili. Prawda, że Polacy wiele także strzelali i naboje psuli, bo nic Moskalom złego nie zrobili. Bo ich drzewa w boru zasłaniały, a gdy zrobiono zawieszenie broni do zbierania trupów, znaleziono po polu, łąkach i olszynie leżących trupów po kilku i kilkunastu, jeden na drugim. Ile tam ludzi zginęło, podli zdrajcy drukiem nie ogłosili. [...]
Drewnicki ze swoim oddziałem stoczył w lutym utarczkę pod Markami z oddziałem kozaków. W dniu bitwy o Olszynkę Grochowską (25 lutego 1831 r.) znajdował się ze swym oddziałem na prawym skrzydle, po czym wycofał się na Saską Kępę.
[...] Dybicz, jak już wyżej mówiłem, zajął dobrą pozycję za kanałem: bór i pagórki; bił na równinach z dział polskie kolumny. Ja ze strzelcami raczkiem ponad kanałem podlazłem blisko dział moskiewskich i leżąc na brzuchach nabijaliśmy i kanonierów moskiewskich zabijali. I tak często strzelaliśmy, że Moskale nie mogli kanonierom dostarczyć. Dym pędzony wiatrem i burta kanałowa nas zasłaniała, kule armatnie leciały nad nami, a flejtuchy przed nami i za nami. [...] Tyralierzy 5 pułku piechoty z tyłu za nami padali jak muchy. Jeden oficer z kilku ludźmi tegoż pułku podsunął się do mnie i położyli się przy mnie. Ja powiedziałem oficerowi: "Patrzaj pan, jak ja strzelam" i pokazywałem każdego moskiewskiego tyraliera, do którego ja celowałem. Najprzód z dubeltówki położyłem oficera, potem strzelałem do żołnierzy. Leżący oficer liczył i w przeciągu dwudziestu minut naliczył ubitych dziewięciu. Zdziwiony oficer podobnemu strzelaniu, pytał mnie o nazwisko. Ja, nie robiąc sobie chluby ze strzelania, nie powiedziałem mojego prawdziwego nazwiska. Powiedziałem, że nazywam się Józef z Nowego Miasta. (Oficer umieścił w "Kurierze Warszawskim" artykuł: "Byłem naocznym świadkiem za olszyną grochowską, że jakiś strzelec nazwiskiem Józef z Nowego Miasta, mniej kwadransa czasu, ubił dziewięciu Moskali. I gdyby każdy polski żołnierz tak strzelał, to nejezdnicy Moskale w krótkim czasie znikliby jak ślina')
Noc nastała, bój ustał [...] poszliśmy do Pragi. Tam posiliwszy i kupiwszy chleba i nalawszy wody do manierek, przed północą udaliśmy się do wsi Marki. Stamtąd lasami przyszliśmy do wioski między lasami, Kobiałki. Tam nocował szwadron Kozaków. Konie były powiązane do płotów i osiodłane. Przede dniem Kozaków napadłem i dużo ich ubili, mało co uciekło. Tam moi zuchy na Kozakach dobrze sie pożywili w pieniądzach i rzeczach, co po przejściu granicy polskiej nakradli i narabowali. Ta zdobycz na Kozakach zachęciła moich zuchów do dalszego bicia się. Ja z tej zdobyczy dwa tureckie pistolety wziąłem. [...]
Dnia 19 lutego [...] dywizja starego jenerała Małachowskiego biła się pod Białołęką. Moskale w Białołęce zamknęli się we dworze, browarach i po chałupach i stamtąd strzelali, ale Polacy Białołękę szturmem wzięli i wszystkich wytłukli. Ja z lasu z boku Białołęki biłem do moskiewskiej kawalerii.Na drugi dzień Małachowski byłby zbił Moskali i wypędził za Bug, gdyby nie zdrada jenerała Krukowieckiego. (Małachowski posłał swego adiutanta, Józefa Kulczyckiego, do Krukowieckiego, dowodzącego kawalerią, stojącą na moich łąkach między Markami i Ząbkami, aby nie opuszczał swej pozycji i pilnował, aby Szachowski nie połączył się z Dybiczem. I na złość Małachowskiemu [Krukowiecki] cofnął się do Pragi. Szachowski przez szpiegów dowiedziawszy się, że Krukowiecki opuścił pozycję, cichym sposobem w nocy przeszedł moimi łąkami i połączył się z Dybiczem. Dwa złączone korpusy Moskali stanowiły już wielką siłę. Krukowieckiego za tę zdradę powinni byli śmiercią ukarać, ale że to arystokrata, darowano i tylko jemu komendę odebrano.) [...]
Dzień 25 lutego. Moskale do dnia wychodzą z boru, atakują Polaków. Bójka trwa cały dzień, zwycięstwo waży się na szali, to jednym, to drugim. Od wsi Zastów stał batalion weteranów czynnych i dzielnie się bili. Pułk 5 grenadierów, dawniej gwardia, stała z tyłu Saskiej Kępy. Ja z moimi strzelcami byłem na brzegu boru zastowskiego. Jenerał Żymirski, dowódca grenadierów od kuli armatniej ginie. [...] Grenadierzy rzucają broń i uciekają w bagna [...] Już zwycięstwo było w naszych ręku, gdyby grenadierzy nie stchórzyli. [...] Ja krzakami dostałem się z moimi strzelcami na Saską Kępę i po kawałkach kry dostaliśmy się [...] na Solec, udałem się do miasta, a że już most był oczyszczony przez rejterujących, poszedłem do Pragi. I tam w fortyfikacji przedmostowej rozstawiłem po wałach moich strzelców. Noc była bardzo ciemna. Komendant fortyfikacji, jenerał Andrychiewicz, myślał, że Moskale już zajęli Pragę; kazał puszczać pełne kule i palił domy na Pradze. [...] Noc i cały dzień paliła się Praga. Na drugą noc Moskale weszli do Pragi i za sterczonymi kominami ukryli i do fortecy strzelali. Ale nasze kule działowe kominy rozwalały i Moskali tłukli. Dybicz okopał się na dobrej pozycji pod Wawrem i pobudowawszy baraki z drzewa rozebranych chałup w Grochowie, w Kawęczynie i Ząbkach, trzymał Pragę w oblężeniu aż do dnia 10 marca.
Dnia 10 marca Dybicz zostawił pod Wawrem czterdzieści kilka tysięcy pod komendą jenerała Geismara, a sam cofnął się za Bug [...]
Podczas oblężenia Pragi jenerał Andrychiewicz [...] był głównym komendantem fortyfikacji. [...] Ja, jako setnik straży bezpieczeństwa, byłem komendantem wycieczkowym, i każdej nocy wychodziłem ze strzelcami i atakowałem na Pradze Moskali. I nie dawałem Moskalom pokoju do spania.
Z dnia 9 na 10 marca, w nocy, podług zwyczaju wyszedłem atakować Moskali na Pradze i zblizyłem się sam jeden konno aż do pozostałych kilku domów nie spalonych, w których Moskale siedzieli, i których ja zawsze atakowałem. Wystrzeliłem z dubeltówki, ale mnie nic nei odpowiedziano. Ja przedtem myślałem, że Moskale naumyślnie nic nei odpowiadają, abym z ludźmi bliżej przyszedł i żeby więcej z domów zabić. Wróciwszy do swoich strzelców stojących w oddaleniu, czekałem aż do dnia. Gdy się już trochę rozwidniło, wysłałem kilku tyralierów w odstępie jeden od drugiego kroków piętnaście. I rozkazałem, aby doszli aż do domów i to jak najbliżej. Tyralierzy doszli aż do domów, a że nikt z okien do nich nie strzela jak dawniej, odważyli się wejść do domów, w których nei było nikogo. Wołali do mnie i furażerkami machali, abym tam komendę prowadził. Ja konno ruszyłem, a komenda za mną przyszła. Kazałem wszystkie domy zrewidować, czy nie ma gdzie zasadzki, a że nie było, posłałem do Andrychiewicza dać znać, że już Moskali na Pradze nie ma. I że ja rogatkami grochowskimi wychodzę na patrol aż do olszyny grochowskiej. Miałem z sobą 300 ludzi, strzelców i piechoty, dwóch poruczników: Śmiechowskiego i Dylewskiego.
Wyszedłem za rogatki, nie szedłem szosą, ale udałem się polami na lewo. Przechodziłem pobojowiska, gdzie jeszcze dosyć leżało obdartych polskich trupów. Moskale swoich zakopali. Dużo leżało po polu broni, pałaszy, pistoletów, kul armatnich, furgonów połamanych, koni i dużo koni jeszcze żywych o dwóch lub trzech nogach, włóczących się po polach. Przechodziłem pobojowisko, gdzie 2 pułk ułanów niezwyciężonych kirasjerów wykłuł. Zdziwiło mnie to bardzo, że Moskale kirasjerów zakopali, a żelazne kirasy po polu rozrzucone zostawili. Moi strzelcy, wybrawszy całe i nie popsute, wdzieli na siebie. Ja sam także ubrałem się w kiras, udałem się do wsi Kawęczyn dla dowiedzenia się od wieśniaków, gdzie się podziali Moskale. A zbliżywszy się zdziwiony zostałem, że wieś zniknęła. Bo Moskale wszystkie chałupy rozebrali dla siebie na baraki.
Tam moją komendę podzieliłem na trzy oddziały. Porucznika Śmiechowskiego wysłałem do wsi Ząbki, aby dowiedział się od mieszkańców, gdzie się udali Moskale. Śmiechowski także wieś znalazł rozebraną i nikogo w niej nie było, prócz w ogrodzie dworskim było ze 30 Kozaków. Ale zobaczywszy zblizającą się piechotę, uciekli do boru. Porucznika Dylewskiego posłałem, aby borem doszedł do szpitala w Wygodzie. Dylewski w borze znalazł kilka jam wykopanych, w których biedni chłopy z Kawęczyna mieszkali. Od nich dowiedział się, że Moskale przez trzy dni ciągle wychodzili i szosą szli do Mińska, ale jeszcze dużo ich zostało pod Wawrem i tam się okopali. [...] Ja czekając na wysłanych poruczników, chodziłem i oglądałem leżących polskich trupów. Jedni byli obdarci, drudzy nie. Broni dużo leżało, tornistry próżne. [...] Porucznicy wrócili i zdali mnie raport. Ja olszyną przyszedłem aż do końca naprzeciw Wawra. Z dala zobaczyłem usypane baterie i na nich naliczyłem 20 armat, wymierzone na drugą stronę szosy. [...] Oficerów, dwóch starych weteranów, szosą wyszli daleko za słup żelazny (dyrekcja dróg i mostów na pamiątkę postawiła wysoki słup żelazny). Pięciu Kozaków poza górąod Saskiej Kępy wybiegli konno, otoczyli starców dwóch weteranów i szosą gnali do obozu. Ja z olszyny konno ruszyłem i strzelcom kazałem biec za sobą. Przyskoczywszy na dziesięć kroków do Kozaków, stanąłem nad rowem. Kozak strzelił do mnie i chybił, ja z dubeltówki strzeliłem i ubiłem. Do drugiego strzeliłem, raniłem go w rękę, on pikę rzucił i uciekł, i trzech za nim. Koń ubitego poleciał za swoimi.
... [...]
Wkrótce Drewnicki w przebraniu żebraka lustrował wojska rosyjskie otaczające Pragę. Wyrysował wszystko na planie. Następnie plany te przekazał dowódcom polskim. Na ich podstawie dowództwo polskie opracowało plan kontrofencywy armii polskiej, w której Drewnicki odegrał istotną rolę. W mocy z 30 na 31 marca przeprowadził swój ząbkowski oddział przez bagna i lasy w stronę Wawra, na tyły stojącego tam korpusu Fiedora Meisnea. Za Drewnickim przeszła cała dywizja polska gen. Macieja Rybińskiego. Drewnicki pierwszy, ze swym ddziałem wdarł się do obozu Rosjan, przyczyniając się do zwycięstwa.
Oddziały Drewnickiego, znajdujące się w w brygadzie gen. W. Andrychiewicza, uczestniczyły ponadto w walkach pod Liwem nad Liwcem, pod Kuflewem koło Mińska Mazowieckiego i pod Popowem, gdzie ocałiły od okrążenia batalion polski. Dzięki wojennym zasługom Drewnicki awansowany został do stopnia majora. Następnie został dowódcą oddziału pospolitego ruszenia. Prowadził nabór i ćwiczenia z nowymi żołnierzami. Podstawą jego partyzantki był oddział sformowany w Noc Listopadową w Drewnicy i w Ząbkach. Na czele tego oddziału walczył pod Radzyminem. Największy sukces odniósł pod Czarnowem nad Bugiem, gdzie rozgromił duży oddział kozaków.
W czasie wydarzeń 15 sierpnia był w Warszawie. Brał czynny udział w obronie stolicy 6 i 7 września w rejonie Powązek.
Wojna przybrała niekorzystny obrót dla Polaków, fatalnie dowodzonych przez gen. Jana Zygmunta Skrzyneckiego. Drewnicki walczył do końca powstania.
Wraz z wojskiem pomaszerował do Modlina i dalej ku granicy pruskiej, którą przekroczył z korpusem Rybińskiego 4 lub 5 października 1831 r. Był zaopatrzony w odezwę do ludów, jaką Lelewel rozdawał wszystkim udającym się na emigrację.
Po upadku Powstania Listopadowego, decyzją Rady Administracyjnej Królestwa Polskiego z dnia 29 grudnia 1835 roku, władze carskie skonfiskowały Drewnickiemu majątek w Drewnicy, a następnie na podstawie reformy uwłaszczeniowej z 1864 roku rozparcelowano jego ziemię wśród chłopów. Powstałą wieś nazwano Drewnicą, którą w 1952 włączono do Ząbek.
Do Francji przybył 2 lutego 1832 roku, gdzie początkowo przebywał w Paryżu, a następnie w Besançon i innych zakładach emigracyjnych w departamencie Jura (od 18 maja 1832 r. w Salins), a później w departamencie Nièvre (od 1 czerwca 1833 r. w Cosne). Od 1832 roku był członkiem Komitetu Narodowego Polskiego, a następnie od 12 września 1832 r. Towarzystwa Demokratycznego Polskiego i mocno agitował za przynależnością do tego Towarzystwa.
Bardzo ostro zwalczał obóz Czartoryskiego (1 października 1834 r. w Nevers potępił Czartoryskiego) i osobę gen. J. Bema, który był wówczas z Czartoryskim związany i agitował za formowaniem legionu portugalskiego, zwalczanego przez emigracyjną lewicę.
Po pobycie na leczeniu w wojskowym szpitalu w Montpellier, 8 grudnia 1838 r. udał się do Marsylii i do Orleanu. 5 listopada 1843 roku z Orleanu wysłał list do redakcji "Echa Miast Polskich" w którym nawoływał do pojednania, wychwalał mieszczaństwo i krytykował szlachtę. W lutym 1844 przeniósł się do Paryża. Brał udział w Wiośnie Ludów. 8 kwietnia 1848 roku wyjechał ze Strasburga do Poznania, po czym powrócił do Francji. Mieszkał w Nantes. 1 lipca 1852 r. przeniósł się do Corbeil, a w czerwcu 1857 r. do Paryża.
W oparciu o spis Bartkowskiego znane są dwie potencjalne daty jego śmierci:
- wg Rocznika Towarzystwa Historyczno Literackiego 1870-1872 s. 602, zmarł w 1870 roku, w czasie wojny francusko-pruskiej, podczas oblężenia Paryża przez Prusaków - prawdopodobnie z głodu (oblężenie trwało od października 1870 do stycznia 1871),
- wg Stawiarskiego (prawdopodobnie na podstawie relacji świadków), zmarł 17 maja 1871 roku z głodu lub rozstrzelany przez Wersalczyków.
Niezależnie od prawdziwej daty śmierci, akta metrykalne miasta Paryża z okresu 1870 - 1872, nie zawierają aktu zgodu Leona Drewnickiego, co wskazuje że nie został pochowany na cmentarzu w oznaczonej mogile. Wnioskując, Drewnicki musiał umrzeć "na ulicy" i na skutek braku rozpoznania zwłok, został pochowany w bezimiennej mogile zbiorowej.
Drewnicki za udział w Powstaniu Listopadowym, a dokładnie za zaplanowanie i poprowadzenie ataku na obóz Moskali pod Wawrem dnia 31 marca 1831 r., został odznaczony w 1831 roku srebrnym krzyżem Virtuti Militari nr 1172, o czym doniosła "Gazeta Polska" z 17 maja 1831 r.
Nagłówek i fragment drugiej strony "Gazety Polskiej"
(Krzyż wojskowy za waleczność = Order Virtuti Militari 1831)
Srebrny order Virtuti Militari 1831
Walenty Zwierkowski - XIX-to wieczny działacz polityczno-społeczny - w swoim opracowaniu na temat Powstania Listopadowego, tak wzmiankuje osobę Leona Drewnickiego i część jego udziału w powstaniu:
[...] W noc z 30 na 31 [marca 1831] cała główna armia z 34 000 się składająca przeszedłszy Wisłę rozdzieliła się na dwie drogi, czyli raczej 1 dywizja piechoty z brygadą kawalerii Józefa Kamieńskiego udała się w lewo, a reszta naprzód postępowała. Postępowanie zwolna głównych sił naszych było z planu, aby dać czas gen. Rybińskiemu zrobienia wielkiego marszu bokiem, ażeby zwrócić uwagę Gejsmara na postępujących od Pragi, i wtenczas dopiero całymi uderzyć siłami, gdy gen. Rybiński stanie na przeznaczonym miejscu i atak rozpocznie. Mgła wielka, która dnia tego się wzniosła, pomogła wiele do zakrycia naszego ruchu, opóźnionego nieco przechodem przez jeden most tak licznej armii. Obywatel Drewnicki, mający swoją posiadłość, czyli tak nazwaną kolonię, oddawał ciągle wielkie posługi naszej armii. Jego majętność zostawała prawie na linii, której bronił nieprzyjaciel, a on o wszystkich jego ruchach uprzedzał, a porachowawszy bataliony i szwadrony doniósł, gdzie który stoi. Z tego pokazało się, że Gejsmar w Wawrze przednią straż trzymał, na dwóch zaś traktach byly rozłożone wojska: na trakcie do Okuniewa rozłożona tylko jedna dywizja piechoty, w gradusy1 o mil kilka pułk od pułku strzeżone kozactwem, i rozciągająca się od Okuniewa do Stanisławowa. Za Gejsmarem zaś, który w 8 000 jazdy regularnej i piechoty z kilkunastu działami stał w Wawrze, poprzedzony także czatami kozackimi uważającymi [na] poruszenia od Pragi rozciągnięta była na trakcie od Siedlec reszta korpusu Rosena, także w gradusy rozstawiona. Co Drewnicki doniósł, było realne, a gdy ułożono plan ataku, sam się ofiarował służyć za przewodnika i przeprowadzić część wojska tak, że z boku i z tyłu, skąd się Gejsmar najmniej spodziewał Polaków, mógł być zaatakowany i zniesiony.
Przewodnik Drewnicki prowadził Rybińskiego drogą ku Ząbkom, a przebywszy bagna zwraca się ku Kawęczynowi, gdzie dopiero posterunki Kozackie spędzone zostały i Gejsmar zawiadomiony o ruchu naszym, ale chociaż dla mgły nie widział siły naszej ani od Kawęczyna, ani od Pragi postępującej i nie wierzył doniesieniom kozaków, że wielkie siły widzieli, miał się już na ostrożności, mniemając, że znowu jakie rozpoznanie z naszej strony przedsięwzięte. Jazda regularna moskiewska postąpiła naprzód od Wawra do Wygody na trakt okuniewski, gdy w godzinę później znowu doniesiono Gejsmarowi, że się Polacy i od Pragi pokazują. Ruszyła wtenczas piechota Gejsmara naprzód i rozłożyła się za przygotowanymi okopami, zwracając się więcej ku drodze okuniewskiej niżeli siedleckiej. Lecz już gen. Rybiński obszedłszy Kawęczyn i zakrywszy swą piechotę w lesie prowadził ją prawie niepodobnymi do przebycia drużynami i przeszedł gościniec okuniewski, gdy jazda zwolna za nim zaledwie postępować mogła. Rybiński rozdziela swą piechotę: jedną brygadę oddaje półkownikowi Ramorinowi i posyła ją bezdrożami, aby z boku napaść [mogła] na nieprzyjaciela lub z tyłu, drugiej pod dowództwem półkownika Zawadzkiego poleca atakowanie z frontu. Zawadzki wysyła pułk 2 do ataku, a z resztą, sam za nim postępując, spędza nieprzyjaciela z pozycji i ten [nieprzyjaciel] odwrót uskutecznia: Gejsmar ściąga całe swoje siły pod Wawer do obronnej pozycji, ścigany ciągle przez Zawadzkiego, gdy z tyłu pokazuje Ramorino z resztą piechoty i śmiało uderza. Nieprzyjaciel pobity, działa zabrane, piechota broń składa; jazda tylko służy Gejsmarowi za eskortę, z którą spieszno do Miłosnej i dalej uchodzi. [...]
1 gradus - odległość
We wrześniu 2013 roku, nasz serwis internetowy we współpracy z Urzędem Miasta Ząbki, przygotował i wydał na łamach lokalnego pisma samorządowego "Co Słychać?", minikomiks historyczny "1830-1831 - kadr z życia Leona Drewnickiego", w formie bezpłatnej wkładki/dodatku do pisma.
Data publikacji: 13 września 2013 r. nr 17(302)
"1830-1831 - kadr z życia Leona Drewnickiego"
rys. Dariusz Rygiel, scen. Mirosław Sobiecki
W dniu 29 listopada 2013 r. (w 183 rocznicę wybuchu Powstania) udostępniamy Państwu komiks w formie elektronicznej. Plik dostępny jest w formie pliku PDF (5,5 MB), który każdy od dziś może wydrukować na drukarce komputerowej na potrzeby własne.
Uwaga: Korzystanie z niniejszego materiału dozwolone jest wyłącznie do celów prywatnych. Publiczne a tym bardziej komercyjne powielanie, wyświetlanie, przedrukowywanie fragmentu lub całości dozwolone jest wyłącznie za zgodą autorów!
(C) Copyright Rygiel / Sobiecki 2013.
W 1971 roku, nakładem Instytutu Wydawniczego PAX, zostały wydane pamiętniki Leona Drewnickiego "Za moich czasów" (wstęp i przypisy Józef Dutkiewicz).
Rękopis pamiętników Leona Drewnickiego przechowywany jest w Bibliotece Polskiej w Paryżu (rkps 416).
źródła:
- strona WWW Urzędu Miasta Ząbki - www.zabki.pl,
- "Ząbki - dzieje, ludzie, miasto" Ryszard Żbikowski, wyd. II 2006, UM Ząbki,
- "Za moich czasów" Pamiętniki Leona Drewnickiego, wyd. I 1971, PAX,
- "Za moich czasów" Pamiętniki Leona Drewnickiego, e-book, FSNZ,
- "Rys Powstania walki i działań Polaków 1830 i 1831" Walenty Zwierkowski, wyd. I 1973, KiW.
- "Słownik biograficzny Oficerów Powstania Listopadowego" tom 1, Robert Bielecki, Warszawa 1995.