Patronat:

Burmistrz Miasta Ząbki
Burmistrz Miasta Ząbki

Towarzystwo Przyjaci Zbek

Współpraca:
Forum Zbki












Maria Krystyna Bytnar

Ludzie » Maria Krystyna Bytnar

  • Maria Krystyna Bytnar<br>fot. Jacek Rajkowski
    Maria Krystyna Bytnar
    fot. Jacek Rajkowski

materiał w trakcie opracowywania - ostatnia aktualizacja 7 stycznia 2015

Maria Krystyna Bytnar (ur. 26 stycznia 1921 w Dęblinie) - mieszkała z rodzicami w Leśniczówce "Drewnica", gdzie w czasie okupacji ukrywali żydowską rodzinę Braunrotów. Po wojnie pozostała w Ząbkach i pracowała przez 37 lat jako dentystka w ząbkowskiej przychodni zdrowia. 22 maja 1983 r. otrzymała tytuł "Sprawiedliwej wśród Narodów Świata". Odznaczona przez Prezydenta Lecha Kaczyńskiego za bohaterską postawę i niezwykłą odwagę wykazaną w ratowaniu życia Żydom podczas II wojny światowej, za wybitne zasługi w obronie godności człowieczeństwa i praw ludzkich, Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski. Do dziś mieszka w Ząbkach.

Rodzice
Ojciec: Bolesław Święcicki - leśniczy w Nadleśnictwie "Drewnica"
Matka: Stefania Święcicka z domu Hyczko (1896 - 1989)

Rodzina:
mąż: Zenon Bytnar (krewny Jana Bytnara "Rudego")
córka: Maria Guzowska

W ramach projektu Polscy Sprawiedliwi - Przywracanie pamięci realizowanego przez Muzeum Historii Żydów Polskich, w lutym 2009 roku Pani Zofia Waślicka przeprowadziła wywiad z Panią Marią Bytnar. Prezentujemy jego fragmenty wideo oraz audio, wraz z transkrypcjami udostępnione publicznie na stronie sprawiedliwi.org.pl.


fragment wywiadu z dnia 28 lutego 2009 r.

Transkrypcja wywiadu:

Rodzina Braunrotów po ucieczce z getta warszawskiego kilkakrotnie zmieniała kryjówki. Mieli „aryjskie papiery” na nazwisko Lasoccy. W czerwcu 1944 r. trafili do leśniczówki Święcickich w podwarszawskich Ząbkach. Zostali pół roku, udając letników. Tylko gospodarze znali ich prawdziwą tożsamość. Po wojnie wyemigrowali do Francji. Pozostali w kontakcie ze Święcickimi.
Kuzynka nasza do nas przyjechała pewnego dnia i powiedziała, że są osoby, które potrzebują pomocy, bo znajdują się w krytycznej sytuacji. Są u kogoś, ale bardzo tam mają ciężkie i przykre warunki, więc chciałyby gdzieś indziej zamieszkać, więc czy nie przyjęłybyśmy ich z mamą tutaj do siebie? Tu jest leśniczówka, trochę na uboczu. No i tyle. Przedtem nigdy żeśmy ich nie znali. Przyszli do naszego domu zupełnie jawnie. Mama powiedziała, że mają się zachowywać jak gdyby nigdy nic, że po prostu wynajmują letnisko u nas. Dom był spory, więc wynajmowałyśmy jeszcze komuś, byli jeszcze inni lokatorzy na letnisku. Wynajęliśmy im, że niby są to lokatorzy na letnisko. Na okres wakacji, a potem to się przedłużyło. Oni mieli pokój na górze jak przyjechali i ta pani prowadziła sobie własną… Znaczy w naszej kuchni sobie gotowała osobno, to co jej tam odpowiadało. No to była okupacja, było bardzo ciężko o żywność, w każdym razie to co żeśmy mieli, czym mogliśmy tośmy się dzielili. Jak kura zniosła jajko, to jedno było dla tej małej Elżuni, a drugie było dla mnie. No bo ja byłam zawsze bardzo wątła, bardzo szczupła i chorowita. No ale mimo tego wszystkiego przeżyłam już tyle lat...


Pani Maria opowiada o wyjściu rodziny Braunrotów z getta i spotkaniu z dawnym znajomym.

Byli w getcie. I […] ten pan […] dawał sobie radę jakoś. Przez jakieś przekupienie Niemców wydostali się z […] getta. […] gdzieś ta pani potem […] się ukrywała […] za tą szafą u kogoś. Znaczy szafą… Ja myślę, że chyba nie, że tam za szafą było pewnie wejście do jakieś klitki maleńkiej i tam po prostu siedziała z tym dzieckiem pod wiecznym strachem. Dopiero jak do nas się przeprowadzili […] no to wtedy odżyła. A mąż jej normalnie gdzieś pracował. […]. Gdzieś tu w Warszawie. I dojeżdżał kolejką marecką […] stąd. […]. Kiedyś spotkał jakiegoś swojego dawnego znajomego. Bardzo się tym przestraszył. Ten znajomy jechał […] wozem […] powiedział, że go podwiezie do Warszawy, bo on wtedy szedł na piechotę […] rozmawiali, ale ten pan się bardzo jednak przestraszył tego, że […] mógłby to wykorzystać w jakiś sposób, dla jakiś korzyści materialnych i powiedział, żeby się na chwilę zatrzymał bo on chce wyskoczyć po papierosy. Jak wyskoczył z tego wozu, tak już więcej nie wrócił. Gdzieś tam tylnymi jakimiś ogródkami, drzwiami […] przez tam jakiś lokal… […] gdzieś uciekł w pole i więcej już nie wrócił, bo się jednak bał.

Pani Maria opowiada o "letnikach" - rodzinie Braunrotów.

Kuzynka nasza po prostu przyjechała do nas pewnego dnia i powiedziała, że są osoby, które potrzebują pomocy w tej chwili, bo znajdują się w bardzo takiej krytycznej sytuacji. Znaczy są u kogoś, ale bardzo mają tam mają ciężkie i przykre warunki, więc chciałyby gdzieś indziej zamieszkać […] czy nie przyjęłybyśmy […] z mamą tutaj do siebie. Ponieważ tu jest leśniczówka, trochę na uboczu. […]. Przedtem nigdyśmy ich nie znali. […]. To były cztery osoby. […] Braunrot Zofia, Henryk, ich córeczka Elżbieta, czteroletnia […] i przyrodnia siostra tej pani. Ale nie powiedziała nam wtedy ta pani kim jest ta osoba, tylko […] czy nie potrzebowalibyśmy służącej, jakiejś pomocy domowej, bo ma kogoś takiego znajomego, czy krewnego. Moja mama się zgodziła i przyjechały wtedy cztery osoby do nas. Właściwie najpierw trzy, a później jak już zamieszkała i zorientowała się w warunkach jakie mamy, to zaproponowała, czy nie wzięłybyśmy takiej w charakterze pomocy domowej takiej młodej dziewczyny. […]. Przyszli do naszego domu zupełnie jawnie. Mama powiedziała, że mają się zachowywać tak jakby nigdy nic, że […] wynajmują letnisko u nas. Bo dom był spory, więc wynajmowaliśmy jeszcze komuś, i tam byli jeszcze inni jacyś lokatorzy na letnisku. I wynajęliśmy, niby że są to lokatorzy chętni którzy chcą wynająć letnisko u nas. Na okres wakacji, a potem to się przedłużyło.

Pani Maria opowiada o ewakuacji Niemców i wysiedlaniu mieszkańców.

Najbardziej taki dramatyczny moment to był […] przed ucieczką Niemców, przed nadchodzącymi wojskami sowieckimi. Niemcy przyjechali samochodem […] do tej leśniczówki i wszystkich chcieli nas ewakuować. I kazali wszystkim […] się zgromadzić na placu. […] no […] koło trzydziestu osób może. Kazali nam po prostu wsiadać na samochody, że będą nas ewakuować ponieważ chcą nas uratować przed Sowietami, którzy mogą tutaj zagrażać, zwłaszcza młodym dziewczynkom […]. A mama moja mówiła biegle po niemiecku […] więc powiedziała, że nie wsiądzie do samochodu, nie pojedzie, dlatego, że jest tutaj urzędniczką miejscowego biura nadleśnictwa Drewnica, pod jej opieką są akty, plany lasów, które się mogły by Sowietom przydać i musi ich pilnować. Tutaj nie ma rozkazu od swoich władz, żeby się z tym ewakuować. A ten Niemiec […]: "To ja pani przywiozę […] rozkaz ewakuacji". No i jak wyruszył do Siedlec po ten rozkaz ewakuacji, to okazało się, że już nie dojechał, bo już nadchodziły wojska sowieckie i wrócił bez niczego. No więc powiedział: "No dobrze, no to niech pani już zostanie i pilnuje tych dokumentów!". […] a mama: "No dobrze, ale ja przecież mam rodzinę?". "No a kto należy do pani rodziny?" "To jest moja siostra" – właśnie na panią Braunrot […]. "To jest pani siostra?" "Tak jest, das ist meine Mutter". […] znowu się pyta: "Das ist ihre Schwester?". "Jawohl, das ist meine Schwester". I trzeci raz się pyta: "Das ist ihre Schwester?". "Jawohl, das ist meine Schwester!" "Bleiben Sie. […] to na bok". "No dobrze, ale tu jest jej mąż jeszcze, a to jest jej córeczka". "No dobrze. […] kto jeszcze należy do pani rodziny?" […] to oczywiście: "Moja córka". […]. Powiedział: "Wszyscy zostańcie!". Wsiedli na samochody, bo tam już było katiusze słychać za torami i pojechali do Warszawy. Także tak powiem to był taki trochę dramatyczny moment, bo… Może się niektórzy mogli domyślać – sąsiedzi […]. Ktoś mógł nerwowo nie wytrzymać i powiedzieć. […] w takich wypadkach szoku można dostać. A mama jednak trzykrotnie pytana odpowiedziała, że to jest jej siostra no i w ten sposób wszyscy żeśmy ocaleli.


Otrzymane odznaczenia

- Tytuł "Sprawiedliwej wśród Narodów Świata" - 22 maja 1983
- medal Yad Vashem - 22 maja 1983
- Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski




Dyplom Yad Vashem


Podziękowanie od Stevena Spielberga